środa, 30 stycznia 2013

Ukochany...

... bez którego nie wyobrażam sobie życia, choć poznaliśmy się dopiero kilka miesięcy temu ;)


Bourjois, Delikatny płyn do demakijażu oczu



Opakowanie:
I po raz kolejny muszę zacząć od największej (i jedynej) wady naprawdę świetnego produktu. Płyn zamknięty jest w plastikowej, dość obłej w kształcie butli, która została zaopatrzona w zamykanie wzięte z jakiegoś kosmetycznego horroru... Chcąc dobrać się do produktu, musimy zmierzyć się z dziwaczną kulką pełniącą funkcję uchwytu... Raz - średnio to wygodne, dwa - przy odrobinie "szczęścia i umiejętności" może się skończyć jak na zdjęciu poniżej. 

Cena / objętość:
ok. 17 zł / 200 ml
(ale często da się kupić w promocji w Rossmannie)


Moja opinia:
Najlepszy kosmetyk do demakijażu oczu, jaki kiedykolwiek miałam! Nie podrażnia, nie szczypie, zmywa baaaardzo szybko (bez tarcia), nie rozmazuje tuszu, czy cieni, ale faktycznie je "łapie" i usuwa. Sprawuje się na medal przy wszystkich produktach, jakie używam, niezależnie od ich marki i deklarowanej trwałości. Nie wiem jedynie, jak w praktyce wygląda głoszona przez producenta zdolność tego płynu do usuwania cieni i opuchlizny (mnie to na szczęście nie dotyczy). Na plus oczywiście przyzwoita cena i dobra wydajność (produkt starcza mi na ok. dwa miesiące codziennego stosowania). Obecnie męczę drugie opakowanie i raczej nie szybko popełnię jakiś "skok w bok", tym samym jak najbardziej ten płyn polecam :)

Moja ocena: 5/5




A teraz uciekam do książki... Pora się zrelaksować po dzisiejszym dniu. Btw. czy jest tu ktoś, poza mną, kto jeszcze nie przeczytał "Dziennika Bridget Jones"? :D

Źródło: http://www.film.gildia.pl

Szybko i marudnie

Wiedziałyście, że Ziaja, poza zwykłymi kosmetykami, oraz dermokosmetykami, produkuje również leki?
Ja się o tym przekonałam dziś rano, gdy z potłuczoną dłonią (niech żyje lód na chodnikach wiodących do pracy!) podreptałam do apteki po środek na opuchliznę.

Źródło: http://apteka-natura.eu/


Stan wspomnianych chodników jest irytujący - po prostu ręce opadają, centrum miasta, jedna z większych ulic, a zero piasku choćby rozsypanego.  Drogi nie wyglądają przy tym o wiele lepiej. I uprzedzając pytania - nie biegłam, nie miałam szpilek, a w zwykłym, zimowym, na dodatek  zupełnie płaskim obuwiu powoli zbliżałam się do przejścia dla pieszych. Ja się pytam na co wszelkie podatki, opłaty etc. idą cały czas?

Swoją drogą, zirytowało mnie z lekka też zachowanie pani farmaceutki - powiedziałam co i jak, ona wydała lek, ja zapłaciłam. I stoimy. Po chwili poprosiłam o rachunek - oczywiście WTEDY dopiero wbiła lek na kasę i już bez uśmiechu mi ów paragon podała... Szkoda słów.

wtorek, 29 stycznia 2013

Otagowana.. "wszechstronnie" ;)

Kilka dni temu zostałam otagowana przez Izę, prowadzącą blog http://i-am-diamonds.blogspot.com/:)



Szczegółowe zasady zabawy/wyróżnienia są następujące - każdy nominowany blogger powinien: 

  • podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
  • nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.



Moja wielka siódemka :) 

  • Uwielbiam książki - jednakże nie tylko czytać, ale i... zbierać po prostu. W swoich zbiorach mam m.in. oryginalny, przywieziony z Turcji Koran, kilka numerów "Pantheonu" oraz "Die Kunst" (czasopisma o sztuce wydawane w faszystowskich Niemczech), trochę książek z XIX wieku (na przykład świetnie zachowane "Spiritual Conflict and Conquest", wydane w 1875 roku w Londynie).
  • Bardzo dużo gadam przez telefon, najczęściej z mamą. Każdą rozmowę rozpoczynam od "No cześć", co pewnego pięknego dnia podłapał mój niepolskojęzyczny mężczyzna (obok "kochanie", "dobra", "dziękuję" są to chyba jedyne słowa które zna :p)
  • Pracuję w tym samym miejscu, w którym wcześniej spędziłam lata gimnazjalne i licealne ;)
  • Moją ulubioną czekoladą jest "łaciata" Milka. Na samą myśl o niej mam ślinotok... niemniej od wczoraj staram się nie jeść słodyczy (trzymać kciuki!).
  • Najbardziej szaloną rzeczą w moim życiu był wyjazd do Włoch, dokładnie rok temu, na zaproszenie faceta, którego widziałam wcześniej dosłownie dwa razy (dwa razy razy cały dzień :p). Na szczęście nie okazał się on być szaleńcem/mordercą/gwałcicielem, został za to dość szybko moim prywatnym mężczyzną (czyli w sumie jakby szaleńcem właśnie).
  • Pierwsze słowo jakiego się nauczyłam po norwesku to "salg", czyli wyprzedaż (podobnie się rzecz miała z włoskim "saldi").
  • Często wpadam w ciągi, jeśli chodzi o fascynacje jakąś firmą - w ostatnim roku miałam dwa poważniejsze - tj. Lushem oraz TBS.



A taguję następujące blogi:

http://anianawyspach.blogspot.com/
http://camille-beauty.blogspot.com/
http://daquerre.blogspot.com/
http://emme-doubleve.blogspot.com/
http://kobieceszufladki.blogspot.com/
http://kolorowoipachnaco.blogspot.com/
http://mika-lifestyle.blogspot.com/
http://miss-cosmo15.blogspot.com/
http://mypeggyblog.blogspot.com/
http://modnieiurodnie.blogspot.com/
http://naomi-bloguje.blogspot.com/
http://perfekcyjnywyglad.blogspot.com/
http://rainygirlisme.blogspot.com/
http://roznoscikosmetyczne.blogspot.com/
http://yasminella-yasminella.blogspot.com/



poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ku pamięci

Czyli krótko o cieniach w kremie z Essence, które niebawem zostaną wycofane (już teraz zostały same pojedyncze egzemplarze, przynajmniej w dostępnych mi szafach).

Essence, Stay all day, Long lasting eyeshadow



Opakowanie:
Zakręcany, plastikowy słoiczek. Średnio ładny, aczkolwiek wytrzymały, utrzymany w dość młodzieżowej stylistyce.



Cena / waga:
11,99 zł / 5,5 g




Moja opinia:
Widziałam, że kolory, które pojawiły się dopiero w ubiegłym roku (czyli m.in. moje: 09 for fairies, 08 the magic must go on) zbierały niezbyt pochlebne recenzje... Co do 08 zgodzić się muszę, że "to nie to". Cień ten jest bowiem dziwnie suchy, ma średnią pigmentację, przez co wymaga nałożenia dość grubej warstwy produktu. Samodzielnie na powiece prezentuje się dość średnio (na swatchach wypada lepiej), jednak w połączeniu z innymi cieniami pozwala uzyskać ciekawy efekt. 09 natomiast jest moim zdecydowanym numerem 1 ostatnich miesięcy, co widać zresztą po zużyciu ;) Daje dość subtelny, ale promienny efekt, ślicznie (i szybko :p) rozświetla spojrzenie, jest przy tym bardzo trwały - jednym słowem ideał do codziennego makijażu. Co do pozostałych kolorów, nie dane mi było nic więcej, niż wypróbowanie na dłoni - żaden z nich do mnie nie przemawiał, zawsze się wahałam, a teraz żałuję :/ Zdaję sobie sprawę, że poszczególne numerki są sobie nierówne, niemniej szkoda, że zdecydowano na wyrzucenie ich ze stałego asortymentu.

Moja ocena: 4/5 (róż - 5/5, fiolet 3/5)




_______________________________________________





A skoro już przy Essence jesteśmy...
W Hebe natrafiłam dziś na świeżą limitkę - Vintage District.
Niestety, na żywo produkty nie zaskoczyły mnie - okazały się bardzo, bardzo średnie...

Źródło: http://www.chicprofile.com
A Wy macie ochotę na jakiś produkt z tej LE? 



niedziela, 27 stycznia 2013

Padłam ;)

Komentarz jest tu chyba zbędny, czyli Barbie without make-up ;)



Podsumowanie wydatków - styczeń 2013

Styczeń dobiega końca, a ja się rozliczam... Założenie "oszczędnościowe", kształtujące się gdzieś tam w pierwszej połowie miesiąca, i zakładające dwa limity stuzłotowe, wyszło mi w tym miesiącu tak 50/50. 
Czuję się jednak rozgrzeszona - ok. 150 zł nadwyżki w ramach zakupów ubraniowych, było w sumie konieczne -naprawdę potrzebowałam grubej i dość długiej kurtki, cieplejszych rękawiczek, skarpet i czapki (kolejny wyjazd się zbliża!), a że pod koniec stycznia utrafiła się okazja...

Źródło: http://uperfumowac.info/


Kosmetyki:

The Body Shop, Banana Conditioner - 21
The Body Shop, Pink Grapefruit Body Butter - 35
The Body Shop, Satsuma Body Butter - 35
Discreet DEO waterlily (wkładki higieniczne) - 7,69
__________
98,69



Ciuchy:

Bluzka H&M - 20
Bluzka Reserved - 49,99
Bluzka KappAhl (łup lumpeksowy) - 12
Tunika Marks&Spencer (łup lumpeksowy) - 15
Rękawiczki - 19
Kurtka - 69
Czapka - 25
Skarpety - 14
Torebka - 25
__________
248,99

Łącznie: 347,68



Jeśli chodzi o zakupy kosmetyczne, styczeń mogę zaliczyć do miesięcy udanych ;) Mimo promocji wszelakich, udało mi się powstrzymać w miarę od szaleństw, co przyznaję było trudne, zwł. że praktycznie całe środki wydałam w okolicach 5 stycznia w czasie szybkiej wizyty w Galerii Kazimierz w Krakowie... 
(Ja wiem, ja wiem, zarzekałam się ostatnio, że maseł do ciała mam wystarczająco, jednak ciężko mi było się powstrzymać przed zakupem TBS-owch produktów w promocyjnych cenach. Na moje usprawiedliwienie mogę jedynie zaznaczyć, że podobnie jak zapasowa odżywka bananowa, leżą one spokojnie w nienaruszonej formie i dzielnie czekają na swoją kolej, a tym samym mobilizują mnie do zużywania starszych i mniej przyjemnych produktów).

Ogólnie stwierdzam, że założenie takiego "kieszonkowego dla urody" jest całkiem dobrym konceptem... 
W przyszłym miesiącu znów postaram się trzymać swoistego przydziału, a raczej jego "połowy" - jeśli chodzi o ciuchy trzeba sobie bowiem zrobić chwilę przerwy i nie kupować nic.
Czyli parafrazując pewną akcję "przeżyć luty za 100 zł".

Hm. Zobaczymy co mi z takich oszczędnościowych założeń znów wyjdzie... ;)

sobota, 26 stycznia 2013

Bo jak wiemy, kosmetyki zaskakują

Niestety raz pozytywnie, a raz negatywnie.
A tymczasem wczoraj przyszedł czas na wykorzystanie kolejnej próbki z Lusha - tym razem balsamu w kostce King of Skin...

Wszystkie trzy zdobyte kosteczki - KLIK
King of  Skin to ten okrąglaczek, po lewej ;)


Opakowanie:
Typowy dla Lusha - brak opakowania.

Zapach:
Przyjemny, delikatny, troszkę mydlany. Utrzymuje się na skórze, jednak nie drażni, nie przenika pościeli, ubrań etc.


Cena / waga:
9,25 euro / 75 g


Moja opinia:

Całe szczęście zdjęcia tego produktu zrobiłam zanim choćby przez myśl mi przeszło jednorazowe potarcie nim dłoni... Czegoś, co tak szybko się kończy, dawno nie uświadczyłam - przykładowo Hottie starczyło na kilka aplikacji (mimo że też było próbką), Soft Coeur po jednej aplikacji wygląda jak w dniu zakupu, Buffy próbuję wymęczyć bezskutecznie kolejny miesiąc.
King of Skin wystarczył na  j e d n ą  aplikację, czyli cała kostka, warta ok. 40 zł, przy odrobinie szczęścia, wystarczyłaby może na tydzień. Na plus oczywiście wspomniany zapach, na plus także naprawdę bardzo miła w dotyku skóra dzisiejszego poranka. Jednak to zdecydowanie zbyt mało by zrównoważyć wady, jakimi są: dostępność, cena, wydajność (!). Niestety.

Moja ocena: 3/5



czwartek, 24 stycznia 2013

Niekosmetycznie - zbieg okoliczności ;)

Dawno, dawno temu (2005) byłam na plenerze malarskim we Francji. Wszystkie zdjęcia z tego wyjazdu straciłam wraz z laptopem, który został mi ukradziony w marcu ubiegłego roku...
Przyznaję, że strata trochę bolała.
Dziś w nocy śniło mi się, że jestem gdzieś w Hiszpanii. I że nagle odkrywam, iż dodreptałam do odwiedzonego regionu Midi-Pyrénées oraz do Kraju Basków.

W pracy zaczęłam przeglądać stare, nieopisane płyty, które przekazane zostały z pracowni jednego z moich ówczesnych nauczycieli. Na jednej z nich było... ponad 300 zdjęć z tego wyjazdu.
Jaka była moja radość, ale i zdziwienie (mam prorocze sny? :D) możecie sobie wyobrazić.
A tu mała próbka tego, co dane mi było zobaczyć :)





Fajnie by było znów kiedyś odwiedzić Pireneje, bo są naprawdę piękne... :)

środa, 23 stycznia 2013

Kolejne pokuszenie ;)

I kolejna promocja...
Od jutra, aż do 30 stycznia w Hebe, posiadacze karty będą mogli upolować kolorówkę -40% ;)
Co dzień obniżką objęta zostanie inna firma.
Przyznaję, że najbardziej w tej sytuacji korci mnie wizyta w drogerii 26 stycznia (L'Oreal), 27 stycznia (Bourjois) oraz przede wszystkim 30 stycznia (Revlon!!!).
Czuję, że tym razem ciężej będzie się powstrzymać...



Swoją drogą, czy tylko ja mam wrażenie, że ta obniżka jest swoistą reakcją na promocję w Rossmanie? ;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dylematy, dylematy ;)

Właśnie się dowiedziałam, że do 26 stycznia trwa w Rossmanie promocja na podkłady - wszystkie poobniżane są o -40%.
A że mój ukochany Flower Perfection się powoli kończy, a w zasobach jedynie nieco przyciemny Revlon pozostał to się głowię...

Źródło: http://www.rossnet.pl

Kupić, czy nie kupić? Zważywszy, że limit na zakupy kosmetyczne w tym miesiącu wyczerpany, a cena regularna jest dość wysoka? :)
A po szczegóły zapraszam TU ;)

niedziela, 20 stycznia 2013

Chciej-lista styczniowa ;)

Są takie dni, gdy siedzę sobie pod ciepłym kocem z kubkiem kawy w dłoni i przeglądam recenzje kosmetyków...
Z takich chwil powstają szalone wish-listy, które wolniej lub szybciej realizuję.

Wczoraj właśnie był taki dzień, skutkujący fantazjami bodyshopowymi (zaczynam ostatnio mieć wielki nawrót miłości do tej firmy) i nie tylko...

I tak oto doszłam do wniosku, że chciałabym:

1. The Body Shop, Dewberry Mure Sauvage Body Lotion (Jeżynowy balsam do ciała) - zdaję sobie sprawę, że to bardziej wiosenno-letni produkt i z tego względu trochę się jeszcze wstrzymam. W ubiegłe wakacje używałam balsamu arbuzowego i go uwielbiałam, myślę więc, że z tym może być podobnie.



2. The Body Shop, Rękawice do peelingu - po rozpoczęciu udanego związku ze ściereczką delikatnie peelingującą z TBS, a zarazem po kilku zawodach (odkąd poznałam TEN peeling wszystkie inne mnie rozczarowywują) stwierdzam, że może to być świetna inwestycja. 9 lutego przybywam do Krakowa i wtedy też chyba po nie pobiegnę... :)


3. The Body Shop, Lip Butter - o smaku kakao dokładniej - nie miałam, a chciałabym, po prostu. Niemniej nie dam się skusić na ten zakup, dopóki nie wykończę choć jednego słoiczka obecnego w kosmetyczce (masełko z Nivei na pierwszy rzut?)


4. The Body Shop, Peppermint Cooling Foot Lotion (Miętowy, chłodzący balsam do stóp) - podobnie jak jeżynowy balsam, ten produkt z pewnością jest dedykowany cieplejszym dniom... Jednak warto umieścić na liście, co by nie umknął ;)



5. The Body Shop, Honey Moisturising Conditioner (Odżywka nawilżająca) - odżywka bananowa z TBS jest produktem, którego brak w łazience budzi w mym sercu trwogę... Niemniej mam ochotę ją zdradzić w najbliższym czasie i spróbować czegoś innego ;)



6. Isana, Body Creme Sheabutter & Kakao (Krem do ciała z masłem shea i kakao) - zachwalany, słynny... Maseł jak już kilkakrotnie wspominałam mi nie brakuje, jednak boję się, że ktoś może wpaść na genialny pomysł by je wycofać (w ten sposób np. nie załapałam się na słynną odżywkę z babasu). Z całą pewnością będzie to pierwszy produkt, po który pobiegnę w lutym :D


7. Ziaja, HerbikaPlant, Czarny Bez, Bioaktywny krem wygładzający - przypadkiem trafiłam na jego recenzję... i wynikało z niej, że ten krem jest tym, czego szukam i potrzebuję, więc jak tylko skończę czerwonego Garniera to idę polować na Ziaję :3 
[edit: odwiedziłam sklep firmowy Ziaji i się dowiedziałam, że ten krem nie jest już produkowany...]




A Wy macie jakieś marzenia kosmetyczne do zrealizowania w najbliższym czasie? :)




Źródło zdjęć: wizaz.pl

czwartek, 17 stycznia 2013

A dziś pomarańczka z wanilią ;)

Jakiś czas temu na stronie zaczynającej się od literki V, zapisałam się do akcji mającej wdrażać uczestniczki w zdrowy styl życia, tj. zdrową dietę, codzienne ćwiczenia i ogólne dbanie o swoje ciało ;) 
Jednym z moich założeń w tej akcji jest systematyczne stosowanie produktów pielęgnujących skórę, co pokrywa się w sposób przecudowny z zamiarem zdenkowania zalegających mazideł :D
Przechodząc już do meritum - dziś chcę przedstawić kolejny produkt pielęgnacyjny, który po półroczu odnalazłam w kuferku z kosmetykami i wreszcie wymazałam ;)

Dax Cosmetics, Perfecta SPA, Antycellulitowe masło do ciała waniliowo - pomarańczowe


Opakowanie:
Typowe dla tego typu produktów - plastikowe, zakręcane, cóż więcej można dodać? ;)



Zapach:

Faktycznie pomarańczowo-waniliowy, ale nie przesadnie słodki, raczej soczysty i rześki. Troszkę chemiczny, ale nie duszący. Ogólnie bardzo przyjemny w moim odczuciu, przy tym nie narzucający się zbytnio, ale trzymający się ciała przez dłuższą chwilę. Jak najbardziej na plus.



Cena / objętość:
ok. 14 zł / 225 ml

Moja opinia:
Produkt jest dość wydajny, ma fajny stosunek objętości i ceny. Bardzo lubię go za konsystencję, trochę mniej za to, że trzeba chwilę po nałożeniu odczekać, zanim się wchłonie, oraz za to, że czasem się roluje (?!). Masło to fajnie nawilżyło moją niewymagającą skórę, niestety żadnych jego właściwości antycellulitowych nie odnotowałam (a i raczej w nie nie wierzyłam), za co należy się producentowi minus, bo czy takie marketingowe kłamstwo naprawdę było potrzebne? W sumie zużyłam już dwa opakowania tego produktu i tylko z czystego znudzenia raczej do niego zbyt szybko nie wrócę. Polecam, zwłaszcza na zimniejsze dni - w lecie może się on okazać zbyt ciężki.

Moja ocena: 4/5



Niekosmetycznie - wyjazdowo

Jak wspominałam w ubiegły weekend na chwilę uciekłam z Polski... 
Tym razem do Oslo, gdzie mój TŻ został oddelegowany wraz z początkiem stycznia.
Miasto okazało się być malutkie, ale całkiem przyjemne.
I bardzo białe ;)



Dużym zaskoczeniem był dla mnie park Vigelanda z naprawdę wyjątkowymi rzeźbami, które zdecydowanie trzeba zobaczyć...



Największe wrażenie zrobił na mnie sam brzeg fiordu- kocham takie scenerie! Tafla wody, łódki, zachód słońca - idealnie :)



Niestety poraziły mnie tam słynne horrendalnie wysokie ceny (100 koron za hamburgera w McDonald's?!), oraz niska temperatura. Przykładowo w poniedziałek rano, gdy spokojnym spacerkiem szłam na busa, mającego mnie dowieźć na lotnisko, termometry pokazywały około -23 stopnie.


Jak po takiej temperaturze wygląda moja skóra twarzy? 
Chyba nie muszę pisać...
Tym samym miasto to polecam zdecydowanie odwiedzić w jakimś cieplejszym miesiącu ;)

wtorek, 15 stycznia 2013

Kolejny słodziak wykończony ;)

Chwilkę mnie znów nie było, bo utrafił się weekend wyjazdowy, o którym napiszę słowo później może i z którego wróciłam z dramatycznie przesuszoną skórą, aktualnie leczoną przy pomocy oliwkowej ziajki. Powoli dobijam dna w innym produkcie marki tej marki, pochodzącym z linii kakaowej. Tym razem, po ukochanym mydle pod prysznic (recenzja), przyszła kolej na...



Ziaja, Masło do ciała kakaowe



Opakowanie:
Zwykłe, plastikowe, zakręcane. Nie jest ani brzydkie, ani ładne, moim zdaniem mogło by być niższe, a zarazem o większej średnicy (jak masła TBS) - wygodniej by się wydłubywało resztki ;)

Zapach:
Kolejna wariacja na temat słodyczy, tym razem mniej udana niż w przypadku mydła. Zapach nie jest już tak słodki, mocniej przebija w nim nuta kakao, oraz niezidentyfikowane c o ś, które z lekka mnie drażni (niestety nie umiem sprecyzować, z czym dokładnie mi się owe c o ś  kojarzy). Zapach utrzymuje się na skórze dosyć długo, jest całkiem mocny, co - przyznaję od razu - sprawia, że do tego produktu nie wrócę.


Cena / objętość:
Ok. 13 zł / 200 ml

Moja opinia:
Produkt jest tani, dość wydajny, pozostawia miękką, ładnie nawilżoną skórę, ma przy tym fajną konsystencję, niezły skład, plusem jest także duża dostępność. Wchłania się stosunkowo wolno, czego w tego typu produktach nie cierpię. Z tego względu, jak i z powodu wspomnianego wyżej zapachu (co pamiętajmy, że jest dość subiektywne :P), do tej wersji produktu nie wrócę, jednak pewnie wypróbuję pozostałe w przyszłości (korci mnie zwłaszcza pomarańczowe).

Moja ocena: 4/5



PS Cieszę się niesamowicie, bo moje styczniowe denko pielęgnacyjne rośnie i rośnie... :D

środa, 9 stycznia 2013

Wyprzedaż :)


Zapraszam na wyprzedaż - trochę lakierów, trochę kolorówki.
KIKO, The Balm, Lush, OPI, Pupa, limitowanki Essence i Catrice...
Może coś wpadnie komuś w oko ;)



wtorek, 8 stycznia 2013

Maślane ciasteczko?

Jak widać na załączonym obrazku, ja także padłam ofiarą szału na masełka do ust z Nivei.
Gdy je zobaczyłam po raz pierwszy miałam ochotę porwać wszystkie... Na szczęście się jednak opanowałam.


Opakowanie:
Niezbyt higieniczne (co prawie wszyscy powtarzają :P) metalowe pudełeczko, dość niskie, bardzo ładnie wyglądające.

Zapach:
Prawdziwa słodycz! Mi kojarzy się najmocniej z maślanymi ciastkami, jednak "krówkowe" nuty też można tu  z pewnością znaleźć.

Cena / ilość:
ok. 10 zł / 19 ml (16,7 g)


Moja opinia:
W kilku słowach, bo już wiele o tym produkcie napisano - dobry, ale bez szału. Po dwóch tygodniach znudził mi się zapach i teraz nakładam go na usta, dlatego tylko, że chcę jak najszybciej go skończyć... Plus za objętość, cenę i dostępność. Nawilża przyzwoicie, ale lepsze wg mnie są pod tym względem masełka do ust z TBS. Mimo wszystkich zalet, nie kupię więcej.

Moja ocena: 4/5

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Strzał w 10 - puder bambusowy z jedwabiem i owsem


Gdzieś w połowie czerwca dokonałam mojego pierwszego zamówienia na stronie Biochemii Urody. Dziś przedstawiam kosmetyk, który już wtedy nabyłam, jednakże poznaliśmy się i zaprzyjaźniliśmy dopiero całkiem niedawno ;)


Słowem wstępu nadmienię może, co wchodzi w skład bardzo łatwego do wykonania zestawu "Puder bambusowy (jedwab + owies)":

# Puder bambusowy; Postać: biały, bardzo drobny proszek, 
# Puder jedwabny; Postać: kremowo-biały, bardzo drobny proszek,
# Koloidalna mączka owsiana; Postać: bardzo drobny, beżowy proszek,
# Eleganckie, pudełko z sitkiem i nakładką, wypełnione pudrem bambusowym. 
# Plastikowa bagietka. [źródło: http://www.biochemiaurody.com ]


Opakowanie:
Plastikowe, duże pudełko z sitkiem i dodatkową nakładką.zabezpieczającą. Wygodne, proste, z naklejką na której mamy podaną datę ważności (tylko czemu nazwa sugeruje, że jest to sam puder bambusowy? :/) 



Zapach:
Nie wyczuwam ;)

Cena / ilość:
17,80 zł / 65 ml (16.5 g)


Moja opinia:
Początkowo z tym pudrem się nie polubiłam, co wynikało z faktu, że nie przepadam za transparentnymi kosmetykami. W ramach denkowania powróciłam do niego chyba jeszcze w listopadzie, i tak oto mija nam powoli kolejny miesiąc razem. Puder ten nie bieli, za to świetnie matuje, ma cudną relację cena-wydajność (zostało mi jeszcze duuuuużo), dość dobrze się go "dawkuje" z podstawowego pudełka (tu pragnę napisać, że pudełeczko na puder sypki 15ml jest koszmarne - ma zbyt duże dziurki, łatwo go krzywo zakręcić, co skutkuje rozsypaniem kosmetyku, dostępne jest w cenie 3,60 zł). Puder z BU nie wpłynął jakoś szczególnie na stan mojej skóry, ani nie zauważyłam jej polepszenia, ale też nie odnotowałam wzrostu wydzielanego sebum, czy przesuszeń. Jedynym minusem produktu, jest jego dostępność, a dokładniej opłata za przesyłkę, z którą musimy się zmierzyć przy zamówieniu (dlatego też lepiej większe, a rzadziej :p). Ogólnie bardzo polecam.

Mój puder w pudełeczku 15ml - rozsypuje się na wszystkie strony jak szaleniec :/
Moja ocena: 4,5/5
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...