poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ostatnie nowości w kosmetyczce - ciało!

Jako wspomniałam we wczorajszym poście, jestem świeżo po powrocie z wyjazdu - tym razem trafiła się po prostu dawna stolica Polski.
A skoro Kraków - to i wycieczka do IKEI musiała być (po żyrandol i pościel :p), ale też do wyprawa po galeriach, zarówno Krakowskiej, jak i Kazimierz.
W tej drugiej trafiłam na reklamowane od kilku dni na facebookowym fanpage'u TBS przeceny. Obniżone były zestawy upominkowe, wybrane masła, tj. cytrynowe, malinowe (okropny zapach! całe szczęście był tester), jagodowe, waniliowe i żurawinowe (dwa ostatnie z serii zimowych limitowanek).
Na przecenie znalazły się również balsamy rozświetlające - również limitowane, wanilia lub żurawina.
Po sklepie kręciłam się dłuższą chwilę, ostatecznie wybrałam:

- masło jagodowe
Źródło: http://www.thebodyshop.co.uk
 - masło żurawinowe
Źródło: http://www.thebodyshop.co.uk
 - rozświetlające mleczko żurawinowe
Źródło: http://www.thebodyshop.co.uk
Jeśli chodzi o ceny, to odpowiednio:
- masła przeceniono z 69 na 35 zł;
- mleczka z 45 na 23 zł.
Produkty póki co jedynie wąchałam (po pierwszych próbach w sklepie za dużo powiedzieć nie mogę o działaniu na skórę), myślę jednak że się z nimi polubię. Jutro zrobię chyba jakiś większy przegląd mazideł do ciała i wyrzucę te dłużej zalegające - niemniej te będą musiały chwilę poczekać w kolejce. Nie mogę się już doczekać wypróbowania ich :)

W Galerii Krakowskiej natrafiłam natomiast na moje upatrzone buty - kolejne z ecco, tym razem jednak w wersji zdecydowanie bardziej kobiecej, a przy tym raczej wiosenno-jesiennej.
Po raz kolejny skorzystałam z promocji, tym razem utrafiło się -30%. 

Źródło: http://shopeu.ecco.com/pl/pl


Na tym (plus kilku pierdołach, o których mi się pisać nie chciało, ani dalej nie chce :p) sezon poświąteczno-wyprzedażowy należy zamknąć. A od Nowego Roku zdecydowanie zacząć oszczędzać ;)

PS Jak spędzacie tegorocznego sylwestra? Bo ja w domu, z książką, msn-em, oraz pewnie czymś na kształt domowego spa ;)

niedziela, 30 grudnia 2012

Ostatnie nowości w kosmetyczce - paznokcie!

Essie, Grow stronger - odżywka, która w ciągu siedmiu dni doprowadziła moje połamane paznokcie do stanu dość dobrego - jestem zakochana już po jakiś dwóch tygodniach stosowania, zobaczymy jednak jak na dłuższą metę będzie nam się współpracowało. Cena: 33,99 zł.

Źródło: http://www.essie.com

Essie, Good to go - sławny top. Póki co stwierdzam, że faktycznie pięknie wygląda na paznokciach, utwardza nawet 3 świeże warstwy w sposób niemal natychmiastowy, ale przy niektórych lakierach lubi się jakby kurczyć po bokach... Co do przedłużania trwałości - na razie jestem jeszcze w fazie testów :p Cena: ok. 34 zł (podczas promocji w Superpharm - 25,89 zł)

Źródło: http://www.essie.com

OPI, Dulce De Leche - czyli najpiękniejszy cielaczek, na jakiego do tej pory trafiłam. W zależności od światła wpada w beże, lub róże. Trochę kiepsko się nakłada (pędzelek jakiś toporny :/), przy dwóch warstwach brak jakichkolwiek prześwitów. Cena: ok. 50 zł (podczas promocji w Sephorze - 34,30 zł)

Źródło: http://www.hairnailsandbeauty.co.uk


OPI, NewYork City Ballet - zestaw limitowany, który zobaczyłam i szybko porwałam do domu.. niestety. W ramach "niechaj mi go nikt nie zabierze" nie dałam sobie czasu na doczytanie, jakie kolory się kryją w tych malutkich buteleczkach. Po lekturze kilku recenzji i próbach na pojedynczych paznokciach zrozumiałam, że są kompletnie nie dla mnie - mam kiepski wyrost paznokci więc wszelkie przejrzystości odpadają. Brokat za to naprawdę prześwietny.  Niemniej - z chęcią sprzedam, tudzież rozdam znajomym. Cena regularna: 69 zł.

Źródło: http://www.nailtechsupply.com

* wybaczcie, że posługuję się zdjęciami z neta - ale dopiero co wróciłam do domu z kilkudniowego wyjazdu, a po godzinie 16 raczej nie ma szans na zrobienie dobrych jakościowo zdjęć...

czwartek, 20 grudnia 2012

A wczoraj w moje łapy wpadło...

Cały miesiąc tak pięknie zakupowo mi szło... Prawie nic nowego nie kupiłam (poza szminką z Wibo), aż wczoraj popołudniu przez przypadek (a jakże :D) weszłam do Rossmana, a następnie Hebe.
Wyszłam zaopatrzona w:



Wellness & Beauty, Peeling "Algi i minerały morskie"

Jestem już po pierwszym użyciu i stwierdzam, że chyba może być on godnym zastępcą TEGO peelingu :)  

Źródło: http://media.rossmann.com.pl


Nivea, Masło do ust "Caramel cream"

Kolejna wielka miłość się prawdopodobnie szykuje - zapach obłędny, smak niewyczuwalny, ładnie wygląda na ustach, długo się trzyma (a przynajmniej na to wskazuje moje pierwsze wrażenie :p).

Źródło: http:http://www.superdrug.com

Essence, Stay all day, Long lasting eyeshadow, 08 the magic must go on
Kolor wydaje mi się idealny na dzień, dla mnie ;) Nie przepadam za mocnymi kolorami, więc średnia pigmentacja jest jak najbardziej ok w tym przypadku. Jutro zacznę sprawdzać, jak wygląda kwestia trwałości.

Źródło: http://www.essence.eu/pl

Nie zapeszając - jestem zadowolona z zakupów, zwł. że nie były szaleńczo drogie :p


PS Trafiłam na LE  spectaculART Catrice, jednak nic nie podbiło mego serca... Ok, kilka produktów przemawiało do mnie, jednak się nie poddałam :D Mam wystarczająco rozświetlaczy, czy cieni w obecnych w limitce kolorach... chyba :p


poniedziałek, 17 grudnia 2012

W oczekiwaniu na Snow Jam :D

Siedzę sobie i myślę, że przydałoby mi się coś nowego, ładnego, zimowego ;)
I po raz kolejny oglądam zapowiedzi limitowanek z Essence.
O ile Vintage District, jak i Hugs & Kisses* szczególnie mnie nie porywają, to jak pewnie większość mam ochotę na Snow Jam.


Na przykład na pomadkę chroniącą przed mrozem
(zwł. tę w fiolecie)...
.
Kolory (od prawej): 01 lilac is my style and 02 goofy-blue.

...i pasujący do niej lakier do paznokci...

Kolory (od lewej): 04 top of the ice-stream, 03 life is a freeride, 01 goofy-blue, 02 lilac is my style .



...ewentualnie kredkę do oczu (podwójna, jumbo)...


Odcienie:  01 let’s hit the slope, 02 petrol snow-queen.

 ...ale najbardziej na kremowe, pastelowe cienie! :D

Odcienie: 01 lilac is my style,  02 top of the ice-stream, 03 life is a freeride.

 Niemniej nie pogardziłabym też czymś do rąk, 
jak na przykład kremem
 zawierającym olej kokosowy i masło shea...


 ...tudzież prześlicznymi mini pilniczkami do paznokci <3


Podsumowując - jestem zauroczona i już szykuję się na polowanie, przede wszystkim na cienie i pilniczki, bo ta dwójka najmocniej zawładnęła moim sercem ;)

*Przyznaję, scrubem do ust z tej LE też bym nie pogardziła <3

niedziela, 16 grudnia 2012

Dzisiejszy łup sklepowy :D

A tak jeszcze mi się przypomniało, mniej kosmetycznie, a bardziej wyprzedażowo-zimowo ;)
Czas przecen nastał, więc jeśli ktoś wciąż nie ma wypatrzonych butów zimowych, polecam się wybrać do najbliższego ecco - 50% obniżki przy butach, które powinny starczyć na kilka lat zachęcają :)
Mój dzisiejszy łup może nie jest najpiękniejszy, jednak jakość wykonania, gore-tex, materiał (skóra i cieplutka wełna w środku <3) oraz komfort (wypróbowane już) zdecydowanie mnie satysfakcjonuje!


Cena przed: 549,90 zł
Cena po obniżce: 274,95 zł

I już się nie boję zmarzniętych stópek :D

Mazidła do ust - cz.1

Szminki i balsamy do ust są chyba moimi ulubionymi produktami... przynajmniej jeśli chodzi o zakupy kosmetyczne, bo z regularnym stosowaniem jest już gorzej ;)
Postaram się Wam przybliżyć moją kolekcję, na pierwszy ogień pójdą...

Rimmel, Lasting Finish Lipstick

Od lewej: 070 Airy Fairy, 077 Asia, 016 Heart Breaker
Opakowanie:
Szminki mają fajne, dość wytrzymałe opakowania, wydające radosny "klik!" podczas zamykania. Podoba mi się design, prosty, ale elegancki - pozbawiony udziwnień kształt, oraz granatowy kolor plastiku urozmaicony o delikatny shimmer (?).


Od lewej: 016 Heart Breaker, 077 Asia, 070 Airy Fairy

Zapach / smak:
Zapach jest delikatny, nie przeszkadza podczas aplikacji. Brak wyczuwalnego smaku.

Cena / ilość:
ok. 17 zł / 4g



Moja opinia:
Mam trzy odcienie, tj. 070 Airy Fairy, 077 Asia, 016 Heart Breaker, z których - jak widać :p - najbardziej przypadł mi do gustu ten pierwszy. 077 wygląda na moich ustach bardzo naturalnie, jest świetnym dodatkiem do mocniej podkreślonych oczu. 070, czyli sławna Asia niestety zdaje się nie współgrać z moją cerą, zwyczajnie kiepsko wygląda na moich ustach (ale już u jednej z przyjaciółek - olśniewająco!), natomiast 016 wydaje mi się bardzo mocnym odcieniem, zdecydowanie pasuje jednak na spotkania we dwoje ;) 
Wszystkie szminki są kremowe, dość miękkie (choć lepiej nakłada mi się Eliksir z Wibo ;)), zjadają się w miarę równomiernie. Wytrzymują do 2, max. 3 godzin (bez jedzenia i picia oczywiście), co nie jest najlepszym wynikiem biorąc pod uwagę zapewnienia producenta. Nie wysuszają ust, ale i nie nawilżają zbytnio, na szczęście nie podkreślają suchych skórek. Ogólnie produkt fajny, w przyzwoitej cenie (polecam polować na promocje w Rossmannie), jednakże ja raczej na tych trzech kolorach poprzestanę i kolejnych odcieni nie będę wypróbowywać ;)

Moja ocena: 4/5



sobota, 15 grudnia 2012

Moje pierwsze meteorki :)

I znów wracam po dłuższej przerwie... Jakoś ciężko mi ostatnio pisać - przygotowania do świąt oraz próby odchudzania (niechaj żyje rower stacjonarny!) dość mocno zajmują moją uwagę. 
Niemniej dziś jeden z tych kosmetyków z którymi od dłuższego czasu się nie rozstaję, a przy tym klasyka klasyki w pełnej krasie i powiem luksusu w mej kosmetyczce, czyli...


Guerlain, Meteorites Perles 
Iluminating Powder 02 teint beige



Opakowanie:
Najpiękniejsza puderniczka świata :D Metalowa, z ładnymi tłoczeniami, emaliowanym denkiem. Nie otwiera się, nie rysuje, a podkreślić należy, że przeżyła w stanie nienaruszonym nie jedną podróż. Opakowanie jest dość duże, gąbka w środku niestety nie grzeszy urodą, niemniej dobrze "dociska" produkt, kulki dzięki temu nie latają jak szalone, krusząc się niemiłosiernie ;)

Zapach:
Sławne fiołki... Dość mocny, jednak przyjemny, naprawdę go lubię.  Jak to moja przyjaciółka określiła "tak pachnie luksus".



Cena / ilość:
ok. 220 zł / 30 g
(swoje kupiłam we Włoszech - pół roku temu dałam za nie 42 euro, nieco więc zaoszczędziłam ;))





Moja opinia:
Jak już kiedyś pisałam, początkowo meteoryty mnie zawiodły. Obczytałam się pochwalnych recenzji na blogach i wizażu, widząc dość atrakcyjną cenę dałam się skusić i... plułam sobie kilka dni w brodę, a kulki postawiłam na półkę, niczym ten wyrzut sumienia. Przez jakiś czas zastanawiałam się nawet czy nie puścić ich w świat za jakieś symboliczne pieniądze. W listopadzie postanowiłam ich użyć idąc na chrzciny; po zobaczeniu zdjęć z tej uroczystości byłam zafascynowana! Wtedy odkryłam, że meteoryty ładnie wygładziły optycznie moją skórę, rozświetliły ją, dały po prostu ten słynny "efekt photoshopa" :D Od tamtej pory (a więc ok. 1,5 miesiąca) się bez nich nie ruszam, stanowią zwieńczenie makijażu. Z plusów, po dłuższym stosowaniu zauważyłam, że przedłużają one trwałość podkładu, pudru znajdującego się pod nimi, poza tym świetnie rozcierają granice różu, dając ładne, subtelne przejście. Wydają mi się przy tym wszystkim całkiem wydajne, więc z pewnością, kiedyś skuszę się na kolejne pudełeczko :) Podsumowując - prawdziwa miłość, aczkolwiek od drugiego spojrzenia ;)

Moja ocena: 5/5



Ktoś jeszcze cierpi tu na meteorytową miłość? :P

czwartek, 6 grudnia 2012

Rossmannowy Mikołaj

Mikołaj do mnie nie przyszedł, więc poszłam go wyręczyć do Rossmanna.
I kupiłam sobie wychwalaną pomadkę z Wibo - Eliksir w odcieniu 04...
Źródło: www.wizaz.pl

Źródło: www.wibo.pl


I już chyba rozumiem  za co blogowy światek ją pokochał <3

A jak tam u Was, był Mikołaj? ;)

PS Chyba skuszę się na także inne kolory :D

środa, 5 grudnia 2012

The Body Shop - odsłona kolejna

Zaczynam być chyba bardzo nudna, ale tak, po raz kolejny coś z TBS. Tym razem jedyny przedstawiciel znanych masełek do ciała, który zagościł w mej łazience, czyli...

The Body Shop, Coconut Body Butter



Opakowanie:
Plastikowe, zakręcane pudełeczko, utrzymane w bardzo przyjemnej estetyce (naprawdę lubię graficzne rozwiązania etykietek TBS, jakkolwiek dziwnie to może brzmieć :D).

Zapach:
Z zamkniętymi oczami, bez problemu odgadniemy, że jest to kokos. W opakowaniu średnio przyjemny, po nałożeniu, już na skórze - delikatny, miły dla nosa ;) Utrzymuje się dość długo, jednak mnie osobiście to nie męczy, nie jest duszący.

Cena / ilość:
65 zł / 200 ml
(moje, kupione we Włoszech po obniżce: 4 euro / 50 ml)



Moja opinia:

Masło zdecydowania podbiło moje serduszko. Pomijając już kwestię zapachu (idealnego na zimę!) oraz opakowania, wymienić mogę kolejne plusy: masło wchłania się bardzo szybko, ma idealną wręcz konsystencję, tj. treściwą, ale łatwą do rozprowadzenia, dobrze i długotrwale nawilża skórę*, pozostawiając ją bardzo przyjemną w dotyku. Na minus zaliczyć można jednak regularną cenę, dostępność oraz średnią wydajność (50 ml starczyło mi może na 4 aplikacje na całe ciało.. choć prawdopodobne, że się czepiam rozżalona, że sięgnęłam jego dna :P). Mimo wszystkich zalet przyznaję, że raczej nie szybko powrócę do tego produktu ze względu na jego dość zaporową cenę. A nuż uda się utrafić coś równie fajnego, a połowę tańszego ;)

Moja ocena: 4,5/5



Miałyście kontakt z tymi słynnymi masłami do ciała?

Jakieś ulubione zapachy? ;)

*zaznaczam, że raczej nie mam problemów ze zbytnią suchością skóry, więc nie ręczę, że wszystkim będzie to masełko tak służyć, zwł.  że czytałam jeszcze przed jego zakupem baaaardzo różne opinie ;)

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Kolejny śmierdzielek, ale za to bardzo dobry! ;)

Grudzień rozpoczęty, za oknem coraz zimniej, coraz częściej więc odczuwam potrzebę użycia kremu do rąk. W ostatnim denku pokazywałam ukochany krem z Biedronki, dziś pora na coś zdecydowanie droższego, ale i naprawdę świetnego jakościowo, czyli...

The Body Shop, Hemp Hand Protector


Opakowanie:

Zaczynając od opakowania działam chyba na niekorzyść tego kremu, na dzień dobry wywlekam bowiem największą jego wadę ;) Krem znajduje się w metalowej tubce, do złudzenia przypominającej farbę olejną, czy inny tego typu gadżet dla artystów (opcjonalnie mleko słodzone :D). Wygląda dzięki temu bardzo fajnie, ale z upływem czasu metal pęka, a krem mimo starannego wyciskania ucieka mniejszymi i większymi pęknięciami... Również zakrętka pozostawia wiele  do życzenia - o ile jestem w stanie wybaczyć jej pewną niewygodę (bo ciężko mając nakremowane dłonie z nią walczyć), o tyle za niedopuszczalne uważam jej rozpadnięcie się! Tak, tak, na zdjęciu poniżej krem jest zakręcony, a że pół zakrętki odleciało i wylądowało w koszu, to już "nie ważne" :/ Biorąc pod uwagę, że takie cuda działy się przy małej wersji, boję się jak opakowanie tej większej mogłoby wyglądać pod koniec. Na wszelki wypadek będą ten krem chyba przekładać do słoiczka.


Zapach:
Mówiąc delikatnie - specyficzny ;) Mi osobiście nie przeszkadza, ale moja mama odmówiła stosowania go właśnie z tego względu (mój Luby również jest tej woni niechętny). Po raz kolejny mam tu skojarzenie z farbami olejnymi (które wąchać lubię), szkoda tylko, że utrzymuje się na dłoniach dość długo...

Cena / ilość:
22 zł / 30 ml
39 zł / 100 ml




Moja opinia:
O ile opakowanie i zapach pominiemy milczeniem, to zdecydowanie jest to jeden z najlepszych kremów do rąk jakie miałam. Świetnie nawilża, szybko się wchłania, efekt utrzymuje się długo. Nie pozostawia na skórze tłustej warstewki, nie powoduje, że moje dłonie się zaczynają pocić (i na taki cudowny krem natrafiłam kiedyś niestety...). Ogólnie jest praktycznie ideałem pod względem właściwości - przynajmniej dla ludzi nie mających problemów z gliceryną (drugie miejsce w składzie, dwie pozycje dalej osławiony olejek z konopi ;)). Cena może wydawać się dość wysoka, jednak jest to produkt w moim odczuciu dość wydajny. Z minusów oczywiście możemy wymienić jeszcze dość kiepską dostępność... Niemniej uważam, że warto zwrócić na ten krem uwagę (co oczywiście nie oznacza, że nie będę szukać dalej takiego 100% ideału ;))


Moja ocena: 4,5/5



EDIT 18.08.2013

O ile początkowo uwielbiałam ten produkt, o tyle z biegiem czasu zaczęłam mieć go dość. Mniej więcej po roku średnio regularnego stosowania miałam dość jego zapachu, dodatkowo odnotowałam słabsze wchłanianie - jakby nagle moja skóra odmówiła przyjmowania tego dość tłustawego specyfiku. Na bank już do niego nie wrócę.



A Wy macie już swoich faworytów w kategorii
"krem do rąk na zimę"? :)

niedziela, 2 grudnia 2012

Ulubieńcy listopada + chwalę się!

Dziś przedstawię pokrótce moje ulubione produkty do makijażu w ostatnim miesiącu - więcej pewnie skrobnę w następnych wpisach, jako że wczoraj, korzystając z ładnego słońca narobiłam wreszcie trochę zdjęć ;)


Zdecydowanym faworytem w kategorii podkłady w listopadzie był Flower Perfection w odcieniu 52 vanilla (na zdjęciu głównym bez zamykania, które jest zwyczajnie nieporęczne i zbyt wielkie...). Podkład przyjemny w aplikacji (lepiej się go nakłada palcami lub gąbeczką, niż pędzlem), ładnie stapiający się z cerą, dobrze kryjący.


Zdjęcie stare, stąd inne tło i kolory chyba zbyt ciemne :(

Z pudrów najczęściej towarzyszył mi Healthy Balance również z Bourjois, oraz meteoryty Guerlaina w wersji 02 Teint Beige. Kulki te kupiłam na początku czerwca po lekturze kilku wychwalających je recenzji... po czym zawiedziona postawiłam na półce, plując sobie w brodę, że wydałam 40 euro na najładniejszą puderniczkę świata, której zawartość "nie działa". Na początku ubiegłego miesiąca użyłam je podczas chrztu, do którego niosłam pewnego świetnego szkraba ;) Na zdjęciach z tej uroczystości odkryłam, że moja cera faktycznie jest rozświetlona, wygładzona, po prostu piękniejsza ;) i od tej pory z meteorytami się nie rozstaję!



No, czasem może zdradzam je z odlewką genialnego rozświetlacza Bare It All w odcieniu Pink A Boo marki Revlon (mam nadzieję, że choć trochę udało mi się uchwycić jego bezdrobinkowy blask). 



Policzki często miały kontakt z Ultradelikatnym (acz mocno napigmentowanym) Różem Inglota w odcieniu nieznanym, bo startym...



W makijażu oczu najczęściej używałam próbki High Impact Mascara z Clinique. Po połowie miesiąca, pozostając przy jej genialnej dla mnie szczoteczce, zaczęłam mazać rzęsiska False Lash Effect z Max Factor. W tym drugim przypadku sam tusz okazał się świetny, ale grubaśna szczotka zdecydowanie nie jest z mojej bajki.


Na powiekach w listopadzie królował u mnie wręcz niezniszczalny cień Stay all day 09 For fairies z Essence, od promocji rossmannowej uzupełniony o równie trwały Super Liner Duo L'Oreal (widoczny na zdjęciu głównym niemal na samym środku).



A usta? Znany chyba wszystkim My Favourite Milkshake z Essence.

A które produkty Wam umilały miniony miesiąc? Z chęcią poczytam, więc można dołączać linki :P



A tak jeszcze niekosmetycznie, pochwalę się dzisiejszym zakupem... Co roku w mojej starej szkole organizowane są przedświąteczne kiermasze - na takowym właśnie udało mi się znaleźć pierścionek marzenie - srebrny (próba 925), oksydowany, za 35 zł - idealny więc na Mikołaja dla samej siebie :D Marzą mi się jeszcze kolczyki z podobnym kwiatowym motywem, ale to już może po świętach :)

sobota, 1 grudnia 2012

Denko listopadowe

Kolejny miesiąc i kolejne zużycia. Tym razem na fotografii grupowej brakuje kilku produktów - dwa z nich były bowiem "luzem", z kolei opakowania po dwóch kolejnych wyrzuciłam poza granicami kraju ;) Ale przechodząc do rzeczy...




Produkty, które pokochałam i do których z pewnością wrócę:

Bioderma, Sebium, Pore Refiner - świetny krem, którego recenzji mój blog się nie doczekał... jeszcze. W kosmetyczce czeka kolejne już opakowanie, więc jak tylko skóra zacznie mi płatać figle (błyszczeć się niczym psu oczy) będę przygotowana ;)





Ziaja, Masło kakaowe, Kremowe mydło pod prysznic - recenzja TU





Produkty dobre, do których jednak nie powrócę (chyba ;)):


The Body Shop, Banana Shampoo - recenzja TU



Lush, Angels On Bare Skin - recenzja TU



The Body Shop, Green Apple Bath & Shower Gel - recenzja TU



Max Factor, Masterpiece Max - po prostu bardzo dobry tusz. Musiał co prawda odleżeć swoje po otwarciu, ale wtedy też okazał się produktem zdecydowanie trafionym. Ma on świetną szczoteczkę, która ładnie pogrubia i wydłuża rzęsy, nie tworząc przy tym grudek. Tusz się nie osypuje, nie spływa (dni swej świetności miał w sierpniu, podczas mojego pobytu we Włoszech, gdzie temperatury zdecydowanie nie działały na korzyść makijażu). Gdyby plusów było mało - opakowanie jest świetne, eleganckie, przyjemne dla oka. Regularna cena jest dość wysoka (ok. 50-60 zł), jednak zawsze można polować na promocje ;) 





Bourjois, 123 Perfect Foundation, 52 - na początku byłam zakochana. Świetne krycie, wygodna w użytkowaniu buteleczka, nienajgorsza wydajność. Po jakimś czasie zaczął jednak ciemnieć na twarzy. Niby nie dramatycznie, ale jednak... Na chwilę obecną wolę zdecydowanie Flower Perfection z Bourjois, niemniej 123 też polecam spróbować, zwł. gdy jest w promocyjnej cenie ;)




Produkty poprawne, do których jednak na pewno nie wrócę:

Lush, Hottie (próbka) - recenzja TU





Be Beauty, Hands Epertiv, Ochronny krem do rąk - stara wersja biedronkowego kremu, obecnie niestety już nie dostępna. Świetnie pachniał, szybko się wchłaniał, nie pozostawiał tłustej warstwy. Do tego miał przystępną cenę oraz opakowanie utrzymane w całkiem ładnej szacie graficznej. Szkoda...





Alterra, Olejek do masażu `Migdały i papaja` - sytuacja podobna, jak w przypadku olejku opisanego TU. Na mnie działa średnio, więc po prostu wykańczam i nawet, gdyby był kiedyś jeszcze dostępny, to do niego nie wrócę.





Buble:

Carmex, Lip Balm Cherry Tube SPF 15 - o ile lubię zwykły Carmex w słoiczku, o tyle ten uważam za wielkie nieporozumienie. Smak i zapach tego produktu są niemożliwie chemiczne, wręcz obrzydliwe... Próbowałam wykończyć tę tubkę, jednak się poddałam jeszcze przed połową, stwierdziwszy, że nie ma co się zmuszać, zwł. że nie był to najdroższy produkt.





Lush, Sugar Scrub - zielony potworek! Drapie, zostawia ślady niczym kocie pazury. Średnio wydajny, po jakimś czasie zaczyna wręcz kamienieć, przez co peelingowanie ciała staje się wielkim wyzwaniem i średnią przyjemnością. Niska, jak na Lush cena (4,95 euro) zdecydowanie obrazuje jakość tego produktu. Zdecydowanie nie polecam, lepiej trochę dołożyć i kupić TEN peeling. 





Podsumowując jestem w miarę zadowolona z listopadowego denka... zwł. że równocześnie ze zużyciami udało mi się nie wydać zbyt wiele pieniędzy na nowości  (ok. 100 zł, w tym jednak sprawdzone dwie odżywki "na zapas" za blisko połowę tej kwoty). Szkoda tylko, że znów z kolorówki nie bardzo mam się, czym pochwalić.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...